piątek, 7 października 2011

Od samego rana (13:20) nie dotknęłam nawet na chwilkę sutaszu mimo,że nie skończyłam.Jeszcze przed śniadaniem chciałam usiąść choć na chwilkę ale wychodziliśmy na zakupy więc się nie udało.
Mimo tego dzień fantastycznie spędzony,zganialiśmy się po wszystkich możliwych indyjskich sklepach Dublina,zaowocowało to w cudne kadzidełka,oryginalną hennę do barwienia skóry,waniliową świeczkę( która przypomina mi "TEN" czas..kiedy zamiast jeść rysowałam) butki o jakich marzyłam i niby dla żartu kupiona czaszka z okazji zbliżającego się Halloween, która w domu,po dodaniu do niej kilku ozdób nabrała zupełnie nowego wymiaru ;)

Muzyka która mi towarzyszyła :







   
     No i moja piękna czacha której przeznaczeniem jest wcielić się w klimat De LosMuertos ;)



Kadzidła plus henna w tutce,prawdziwa!

Słonik kadzidełkowy


Nie mogłam się oprzeć capnięciu kilku dymków ;p

3 komentarze:

  1. Dymki wyglądają naprawdę...no czacha wymiata, Haloween to coś zupełnie innego niż polskie zaduszki..sutasz nie ucieknie a shoping może być okazją do znalezienia inspiracji...Poza tym praca twórcza w oparach kadzidła,z czachą na biureczku pasuje do klimatu Twoich rysunków!

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooooo dymki są niesamowite! Jak fruwające dusze.. Inspirujące dni są równie ważne jak sama twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł z czaszką jest niesamowity,od razu nabrała charakteru i nowego "życia" ;) Uwielbiam te kadzidła

    OdpowiedzUsuń